I
MNIEJ WIĘCEJ
opowiem ci czym jesteś słyszę dzwony kościelne, wzywają na msze. nie
wstaję, nie idę. miejsce na sny, nie pamiętam ich. kawa, znowu trzeba
zmielić, mielę. zaczynam pisać, piszę, piszę, przestaję pisać, ,,czy na
pewno chcesz przenieść ten plik do kosza?'' tak. nie piszę. idę na
słońce. uciekam przed osą. to nie jest sielanka, bo się boję. chcę
czytać, nie czytam. szukam słodyczy. słyszę wiadomości, nie chcę
słyszeć, wyłączam. nie wiem co robię. otwieram drzwi, słyszę: od
powietrza, głodu, ognia. wychodzę, idę jak najdalej, myślę wybaw nas
Panie. kolejna kawa. rozmawiam. skończył się temat. wracam do siebie.
tam muzyka, muzyka obowiązkowo. próbuję się zabrać za, ale nie mogę.
woda. kolejna butelka, odstawiam do skrzynki, w piątek zabiorą. słyszę
telefon, nie do mnie. ulga i smutek. próbuję zagadać, wychodzi albo
nie. mówię dobranoc i idę. zawsze szczeka jeden pies, zasypiam zanim
skończy. Ot cała ty, nie mniej, nie więcej. mniej więcej
NOWE CZASY NA STARYCH ZEGARACH
wypadają jak zawsze
na oko nic się
nie zmienia
minuty za minutą nie wiadomo
dokąd i na jak długo
przestrzeń dziurawiona odliczaniem kukułki
(jak było mechaniczne tak jest)
sięga linii horyzontu i
ani słowa więcej
zegary jak ludzie chodzą
do czasu
nigdy nie
wracają
II
NIE MOGĘ Z RĘKĄ NA SERCU POWIEDZIEĆ
Znaleźli się już i tacy którzy wytknęli mi, że żyję ułudą i nawet sama
nie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie mają absolutnej racji.
Najpewniej to wszystko skończy się jak miraż, minie jak piękny sen
kiedy wrócimy wreszcie do codzienności. Ale jakiż ten sen jest cudowny!
Wymyśliłaś sobie, mówią. Co to niby ma być, przecież nie ma w tym za
grosz realności! A ja wcale nie czuję, żeby tak było Kwarantanno. Co z
tego, że w ostatnich latach widywałam ludzi, widywałam często i
osobiście, jeśli nie miałam wcale ochoty żeby zbliżyli się do mnie
choćby na centymetr. Co z tego, że wszystko mogło być po kolei i jak
należy kiedy czułam niechęć zamiast ekscytacji, niepokój zamiast
szczęścia. A teraz jest inaczej, wreszcie inaczej, chociaż myślałam że
moje serce skamieniało już na wieki i nigdy się nie przebudzi.
DZISIAJ NOC JEST CZARNIEJSZA
Na kolanach Wiersze wszystkie Miłosza (ciężkie i niepraktyczne), s.1036:
“-A jeżeli nie ma podszewki świata?” Nie ma podszewki świata, bo byłoby tu
przytulniej. Jest Słowo raz obudzone. Serce ciśnięte w kołowrót galaktyk.
Pomiędzy nami. Albo nie.
III
TO SZCZĘŚCIE
Ani moja praca, ani moja codzienność nie za bardzo liczą się z tym, że
za oknami panuje globalna apokalipsa. Wyścig nadal trwa i nie ma na to
siły. Żeby nie zostać w tyle muszę biec, muszę wymyślać nowe
rozwiązania pomiędzy zrobieniem sobie kanapki, a umyciem naczyń i muszę
najszybciej, jak się da, pokonać wszelkie trudności, żeby nie zasypały
mnie przygniatającym stosem, kiedy się nawarstwią. Przyznam jednak
szczerze, że po cichu, w biegu, składam czasem dziękczynne modlitwy za
swoją sytuację, za to że jest dla mnie ta codzienna porcja stresu
zamiast choroby. Za to, że mogę się martwić, jak mam sprostać nowym
zadaniom i czy poradzę sobie pisząc długie i trudne teksty w obcym
języku, a nie tym że ktoś z mojej rodziny przebywa w szpitalu. To
szczęście.
TWOJE OCZY
snop światła ruchomy na wietrze
z czasem odchodzisz
w ciemność
skrawek lądu gubi
swą latarnię
zapada w
sen
bezpański
niczyj
IV
POZORNIE NIEWIDZIALNI A PRZECIEŻ TO TEŻ LUDZIE
Jestem Bezdomnym, na szczęście w Pensjonacie na terenie W-wy, gdzie
wysiłki i działania pani Prezes na rzecz Pensjonariuszy i całego
Ośrodka graniczą niemalże z Cudami !! - mamy pomoc, co jeść, gdzie
spać, w co ubrać i się umyć - to wszystko z poczuciem bezpieczeństwa i
spokoju - a niestety Inni Bezdomni mają wręcz tragicznie - bez wsparcia
Władz lokalnych są pozostawieni "sami sobie" - bezimienni, w nędzy,
odrzuceni i pozornie niewidzialni... a przecież to też Ludzie... często
b. wartościowi, ale zagubieni... nie zawsze z własnej winy.
NA MAŁYCH SCENACH BEZ WIDZÓW
„Na koty, jak pamięta, zawsze mógł liczyć. Odkąd zamieszkał z dala od
ludzi, minęło już wiele lat. Dni stały się coraz krótsze, noce coraz
dłuższe. Czasem ma dość; najchętniej nie ruszałby się z miejsca, bo i po
co. W takie dni nawet otwarcie oczu kosztuje więcej, niż może. Nie wie,
skąd bierze siły, by znów, jak wczoraj i przedwczoraj, rok temu i pięć,
zwlec się z posłania, które od biedy można nazwać łóżkiem. Stopami dotyka
podłogi; pod nimi wyczuwa coś twardego; otwiera oczy; patrzy i widzi: starą
kocią wędkę, pamiętającą czasy kociej młodości, aluminiową kulkę, na którą
można polować w nieskończoność, bo jest nie do zdarcia; metalową gwiazdkę,
zerwaną z choinki, którą przyniósł parę dni wcześniej z lasu i ozdobił
kolorowymi cudami znalezionymi na wysypisku. Ostatnio, podczas gdy śpi,
jego koty przychodzą do niego i dzielą się z nim życiem takim, jak
popadnie. Cicho i bez rozgłosu. Wstaje i zaczyna od początku” (M.
Opoczyńska-Morasiewicz, Sceny z życia człowieka idącego).
V
DOPIERO GDY ZACZNIESZ ODCHODZIĆ BĘDĘ CHCIAŁA Z TOBĄ ZOSTAĆ
Możesz już być zmęczona, masz tyle ludzi na głowie. Czy umiesz ich
wszystkich pomieścić? Jeżeli nawet umiesz, to czy my, potrafimy tak w
jednym i na długo? Czy nie musimy wbrew wszystkiemu wymknąć się do
miejsc, w których nie będziemy już razem, po to tylko, żeby za sobą
znów zatęsknić? by mieć dokąd wrócić? Przepraszam cię kwarantanno, że
dopiero gdy zaczniesz odchodzić, będę chciała z tobą zostać.
JAK BALONIK ZERWANY Z UWIĘZI
moje życie ulotne w
siną dal czy
wrócisz
VI
JAKAŚ CZĘŚĆ WOLAŁABY SIEDZIEĆ TERAZ NA DYŻURZE
Jestem studentką, więc wydawało by się, że w czasie każdej sesji
egzaminacyjnej przechodzę coś jakby kwarantannę z własnej woli, te
realia nie powinny mnie dziwić. Studiuję medycynę, więc nie dziwi mnie
widok pacjentów pod respiratorem, a badania często przeprowadzałam w
maseczce. Tym razem jest inaczej. Boli mnie to, że wciąż czuję, że za
mało robię i za mało pomagam lekarzom w czasie pandemii. Jakaś część
mnie wolałaby siedzieć teraz na dyżurze. Chciałabym znowu poczuć
zmęczenie w nogach i w rękach, poczuć się zmęczoną dopiero w momencie,
kiedy będę miała na to czas, mimochodem. Inna część mnie rozumie, że
jestem potrzebna tutaj, gdzie jestem. Moim najbliższym, tym których
bardzo kocham. Dla nich muszę być zdrowa. Droga kwarantanna, oszczędź
tych, których kocham.
INNE OCZY TO SAMO NIEBO KOLORU NADZIEI
„Ta kronika dobiega końca. Czas więc, żeby doktor Bernard Rieux wyznał, że
jest jej autorem (…). Powołany do złożenia świadectwa w związku ze zbrodnią
pewnego rodzaju, zachował niejaką rezerwę, jak przystoi świadkowi o dobrej
woli. Ale jednocześnie, zgodnie z prawem uczciwego serca, stanął śmiało po
stronie ofiar i chciał złączyć się z ludźmi, mieszkańcami tego samego
miasta, w tym jedynie, co na pewno było im wspólne, to znaczy w miłości,
cierpieniu i wygnaniu. Tak więc nie było takiego lęku, którego doznaliby
jego współobywatele, a którego on by nie podzielał, ani takiej sytuacji,
która nie byłaby jego sytuacją” (A. Camus, Dżuma).
VII
DOPADŁ MNIE KRYZYS.
Wszystkie problemy biorą się w głowie i tam zostają. Jestem osobą,
która bardzo dużo myśli, analizuje. Każdego dnia budziłam się z myślą,
że kolejny dzień spędzę znów tak samo jak pozostałe, w moim pokoju sama
jak palec. Nie miałam ochoty się ubrać, ani doprowadzić się do ładu. Te
dni były dla mnie bardzo trudne. Dzięki rozmowie z ważną dla mnie osobą
udało mi się zacząć trzeźwo myśleć.
„SIEDZIELIŚMY WIĘC NA GANKU ZAMKNIĘTEGO NA NOC SKLEPU
sami tylko we trzech, podczas gdy na drzewach wokoło cykały i ćwierkały
cykady i w kurzu nad szosą unosiły się mrugające świetliki i Quick
opowiadał o tym wszystkim. Leniwie, bez pośpiechu, jakby miał czas do
samego rana na to opowiadanie i jakby krócej niż do rana nie dało się tego
opowiedzieć. To jednak nie trwało aż tak długo. Nie trwało tak długo, jak
może by powinno, sądząc z tego, o czym była mowa. Ale wuj Gavin powiada, że
nie trzeba wielu słów na podsumowanie jakichkolwiek ludzkich przeżyć (…)”
(W. Faulkner, Gambit)