Skip to main content

Web Content Display Web Content Display

Droga Kwarantanno!

Rozpoczynamy inicjatywę „Listy do Kwarantanny”. Opisanie swoich przeżyć, zebranie myśli może pozwolić uporządkować to trudne doświadczenie. Może chronić przed odreagowaniem.

 

Kwarantanna jest paradoksem: dla zachowania życia, rezygnuje się z pewnych jego aspektów. Zamknięcie w czterech ścianach kwarantanny można porównać do życia w gabinecie luster; gdzie nie spojrzysz - tam Ty. Dla niektórych może być to trudne doświadczenie. Nasze mieszkania i domy nagle stają się bezludnymi wyspami pośród oceanu samotności. 

Kwarantanna jest szczególnie trudna dla uciekających na codzień od siebie; podczas kwarantanny też będą próbować ucieczki. Niektórzy będą chcieli przebić głową mur. 

Przed tą pustką uratować może jednak nadmetraż wyobraźni.

Dlatego rozpoczynamy inicjatywę „Listy do Kwarantanny”. Opisanie swoich przeżyć, zebranie myśli może pozwolić uporządkować to trudne doświadczenie. Może chronić przed odreagowaniem. 

Ja to działa?
List możesz wysłać na adres specjalnej skrzynki droga.kwarantanno@apple.phils.uj.edu.pl lub przez formularz online, zupełnie anonimowo, niczym list wetknięty w butelkę i rzucony w morze…  Możesz podpisać się imieniem, inicjałem, pseudonimem, możesz pozostać całkowicie anonimowa/ anonimowy. Nie zbieramy żadnych danych. 

Pamiętaj, list adresujesz do Kwarantanny, a nie konkretnej osoby. Piszesz do Kwarantanny i z kwarantanny. Wyobraź sobie, że Kwarantanna staje się postacią. Co chciałabyś/ chciałbyś jej powiedzieć? 

Listy czytał będzie zespół psycholożek i psychologów pod kierownictwem prof. Małgorzaty Opoczyńskiej-Morasiewicz z Instytutu Psychologii UJ. Na wybrane wątki i myśli odpowiadać będziemy w listach, które regularnie publikowane będą poniżej. W naszych odpowiedziach publikować będziemy też fragmenty Waszych listów.

 

 

Web Content Display Web Content Display

Listy do Kwarantanny z 5 maja

I


MNIEJ WIĘCEJ

opowiem ci czym jesteś słyszę dzwony kościelne, wzywają na msze. nie wstaję, nie idę. miejsce na sny, nie pamiętam ich. kawa, znowu trzeba zmielić, mielę. zaczynam pisać, piszę, piszę, przestaję pisać, ,,czy na pewno chcesz przenieść ten plik do kosza?'' tak. nie piszę. idę na słońce. uciekam przed osą. to nie jest sielanka, bo się boję. chcę czytać, nie czytam. szukam słodyczy. słyszę wiadomości, nie chcę słyszeć, wyłączam. nie wiem co robię. otwieram drzwi, słyszę: od powietrza, głodu, ognia. wychodzę, idę jak najdalej, myślę wybaw nas Panie. kolejna kawa. rozmawiam. skończył się temat. wracam do siebie. tam muzyka, muzyka obowiązkowo. próbuję się zabrać za, ale nie mogę. woda. kolejna butelka, odstawiam do skrzynki, w piątek zabiorą. słyszę telefon, nie do mnie. ulga i smutek. próbuję zagadać, wychodzi albo nie. mówię dobranoc i idę. zawsze szczeka jeden pies, zasypiam zanim skończy. Ot cała ty, nie mniej, nie więcej. mniej więcej



NOWE CZASY NA STARYCH ZEGARACH
wypadają jak zawsze

na oko nic się
nie zmienia

minuty za minutą nie wiadomo
dokąd i na jak długo

przestrzeń dziurawiona odliczaniem kukułki
(jak było mechaniczne tak jest)
sięga linii horyzontu i
ani słowa więcej

zegary jak ludzie chodzą
do czasu

nigdy nie
wracają



II


NIE MOGĘ Z RĘKĄ NA SERCU POWIEDZIEĆ

Znaleźli się już i tacy którzy wytknęli mi, że żyję ułudą i nawet sama nie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie mają absolutnej racji. Najpewniej to wszystko skończy się jak miraż, minie jak piękny sen kiedy wrócimy wreszcie do codzienności. Ale jakiż ten sen jest cudowny! Wymyśliłaś sobie, mówią. Co to niby ma być, przecież nie ma w tym za grosz realności! A ja wcale nie czuję, żeby tak było Kwarantanno. Co z tego, że w ostatnich latach widywałam ludzi, widywałam często i osobiście, jeśli nie miałam wcale ochoty żeby zbliżyli się do mnie choćby na centymetr. Co z tego, że wszystko mogło być po kolei i jak należy kiedy czułam niechęć zamiast ekscytacji, niepokój zamiast szczęścia. A teraz jest inaczej, wreszcie inaczej, chociaż myślałam że moje serce skamieniało już na wieki i nigdy się nie przebudzi.



DZISIAJ NOC JEST CZARNIEJSZA

Na kolanach Wiersze wszystkie Miłosza (ciężkie i niepraktyczne), s.1036: “-A jeżeli nie ma podszewki świata?” Nie ma podszewki świata, bo byłoby tu przytulniej. Jest Słowo raz obudzone. Serce ciśnięte w kołowrót galaktyk. Pomiędzy nami. Albo nie.




III


TO SZCZĘŚCIE

Ani moja praca, ani moja codzienność nie za bardzo liczą się z tym, że za oknami panuje globalna apokalipsa. Wyścig nadal trwa i nie ma na to siły. Żeby nie zostać w tyle muszę biec, muszę wymyślać nowe rozwiązania pomiędzy zrobieniem sobie kanapki, a umyciem naczyń i muszę najszybciej, jak się da, pokonać wszelkie trudności, żeby nie zasypały mnie przygniatającym stosem, kiedy się nawarstwią. Przyznam jednak szczerze, że po cichu, w biegu, składam czasem dziękczynne modlitwy za swoją sytuację, za to że jest dla mnie ta codzienna porcja stresu zamiast choroby. Za to, że mogę się martwić, jak mam sprostać nowym zadaniom i czy poradzę sobie pisząc długie i trudne teksty w obcym języku, a nie tym że ktoś z mojej rodziny przebywa w szpitalu. To szczęście.



TWOJE OCZY
snop światła ruchomy na wietrze

z czasem odchodzisz
w ciemność

skrawek lądu gubi
swą latarnię

zapada w
sen

bezpański
niczyj



IV


POZORNIE NIEWIDZIALNI A PRZECIEŻ TO TEŻ LUDZIE

Jestem Bezdomnym, na szczęście w Pensjonacie na terenie W-wy, gdzie wysiłki i działania pani Prezes na rzecz Pensjonariuszy i całego Ośrodka graniczą niemalże z Cudami !! - mamy pomoc, co jeść, gdzie spać, w co ubrać i się umyć - to wszystko z poczuciem bezpieczeństwa i spokoju - a niestety Inni Bezdomni mają wręcz tragicznie - bez wsparcia Władz lokalnych są pozostawieni "sami sobie" - bezimienni, w nędzy, odrzuceni i pozornie niewidzialni... a przecież to też Ludzie... często b. wartościowi, ale zagubieni... nie zawsze z własnej winy.



NA MAŁYCH SCENACH BEZ WIDZÓW

„Na koty, jak pamięta, zawsze mógł liczyć. Odkąd zamieszkał z dala od ludzi, minęło już wiele lat. Dni stały się coraz krótsze, noce coraz dłuższe. Czasem ma dość; najchętniej nie ruszałby się z miejsca, bo i po co. W takie dni nawet otwarcie oczu kosztuje więcej, niż może. Nie wie, skąd bierze siły, by znów, jak wczoraj i przedwczoraj, rok temu i pięć, zwlec się z posłania, które od biedy można nazwać łóżkiem. Stopami dotyka podłogi; pod nimi wyczuwa coś twardego; otwiera oczy; patrzy i widzi: starą kocią wędkę, pamiętającą czasy kociej młodości, aluminiową kulkę, na którą można polować w nieskończoność, bo jest nie do zdarcia; metalową gwiazdkę, zerwaną z choinki, którą przyniósł parę dni wcześniej z lasu i ozdobił kolorowymi cudami znalezionymi na wysypisku. Ostatnio, podczas gdy śpi, jego koty przychodzą do niego i dzielą się z nim życiem takim, jak popadnie. Cicho i bez rozgłosu. Wstaje i zaczyna od początku” (M. Opoczyńska-Morasiewicz, Sceny z życia człowieka idącego).




V


DOPIERO GDY ZACZNIESZ ODCHODZIĆ BĘDĘ CHCIAŁA Z TOBĄ ZOSTAĆ

Możesz już być zmęczona, masz tyle ludzi na głowie. Czy umiesz ich wszystkich pomieścić? Jeżeli nawet umiesz, to czy my, potrafimy tak w jednym i na długo? Czy nie musimy wbrew wszystkiemu wymknąć się do miejsc, w których nie będziemy już razem, po to tylko, żeby za sobą znów zatęsknić? by mieć dokąd wrócić? Przepraszam cię kwarantanno, że dopiero gdy zaczniesz odchodzić, będę chciała z tobą zostać.



JAK BALONIK ZERWANY Z UWIĘZI

moje życie ulotne w

siną dal czy

wrócisz




VI


JAKAŚ CZĘŚĆ WOLAŁABY SIEDZIEĆ TERAZ NA DYŻURZE

Jestem studentką, więc wydawało by się, że w czasie każdej sesji egzaminacyjnej przechodzę coś jakby kwarantannę z własnej woli, te realia nie powinny mnie dziwić. Studiuję medycynę, więc nie dziwi mnie widok pacjentów pod respiratorem, a badania często przeprowadzałam w maseczce. Tym razem jest inaczej. Boli mnie to, że wciąż czuję, że za mało robię i za mało pomagam lekarzom w czasie pandemii. Jakaś część mnie wolałaby siedzieć teraz na dyżurze. Chciałabym znowu poczuć zmęczenie w nogach i w rękach, poczuć się zmęczoną dopiero w momencie, kiedy będę miała na to czas, mimochodem. Inna część mnie rozumie, że jestem potrzebna tutaj, gdzie jestem. Moim najbliższym, tym których bardzo kocham. Dla nich muszę być zdrowa. Droga kwarantanna, oszczędź tych, których kocham.



INNE OCZY TO SAMO NIEBO KOLORU NADZIEI

„Ta kronika dobiega końca. Czas więc, żeby doktor Bernard Rieux wyznał, że jest jej autorem (…). Powołany do złożenia świadectwa w związku ze zbrodnią pewnego rodzaju, zachował niejaką rezerwę, jak przystoi świadkowi o dobrej woli. Ale jednocześnie, zgodnie z prawem uczciwego serca, stanął śmiało po stronie ofiar i chciał złączyć się z ludźmi, mieszkańcami tego samego miasta, w tym jedynie, co na pewno było im wspólne, to znaczy w miłości, cierpieniu i wygnaniu. Tak więc nie było takiego lęku, którego doznaliby jego współobywatele, a którego on by nie podzielał, ani takiej sytuacji, która nie byłaby jego sytuacją” (A. Camus, Dżuma).




VII


DOPADŁ MNIE KRYZYS.

Wszystkie problemy biorą się w głowie i tam zostają. Jestem osobą, która bardzo dużo myśli, analizuje. Każdego dnia budziłam się z myślą, że kolejny dzień spędzę znów tak samo jak pozostałe, w moim pokoju sama jak palec. Nie miałam ochoty się ubrać, ani doprowadzić się do ładu. Te dni były dla mnie bardzo trudne. Dzięki rozmowie z ważną dla mnie osobą udało mi się zacząć trzeźwo myśleć.



„SIEDZIELIŚMY WIĘC NA GANKU ZAMKNIĘTEGO NA NOC SKLEPU

sami tylko we trzech, podczas gdy na drzewach wokoło cykały i ćwierkały cykady i w kurzu nad szosą unosiły się mrugające świetliki i Quick opowiadał o tym wszystkim. Leniwie, bez pośpiechu, jakby miał czas do samego rana na to opowiadanie i jakby krócej niż do rana nie dało się tego opowiedzieć. To jednak nie trwało aż tak długo. Nie trwało tak długo, jak może by powinno, sądząc z tego, o czym była mowa. Ale wuj Gavin powiada, że nie trzeba wielu słów na podsumowanie jakichkolwiek ludzkich przeżyć (…)” (W. Faulkner, Gambit)